Witam
Tytuł dzisiejszego wpisu może sugerować, że będę pokazywać kartki ślubne. Jeżeli ktoś tak pomyślał, to ma odrobinę racji, bo dzisiejszy wpis będzie o ślubie, rocznicy i życiu.
Może zacznę od końca, otóż jutro 14 września minie 25 lat mojego małżeństwa.
A jak to się zaczęło?
Dawno, dawno temu była pewna dziewczyna, która zaczęła wcześnie pracować. Pracowała i pracowała w pocie czoła, aż się rozchorowała na dziecinną chorobę jaką jest świnka. Wyglądała okropnie, bo miała buzię zapuchniętą, a do tego miała rozjaśnione włosy na świński blond. Gdy już się pozbyła prosiaczka, przyplątała się inna choroba, potem jeszcze inna i niestety musiała zrezygnować z zarabiania pieniążków. Została w domu, głęboko na wsi, trochę się nudziła, trochę marudziła. Nie miała koleżanek, bo wszystkie mieszkały w innych królestwach. Aż pewnego dnia, czytając ówczesnego szmatławca pod nazwą "Na przełaj", znalazła rubrykę "szukam przyjaciela", dla młodych czytelników wyjaśniam - to taki randkowy portal. Ale, że już miała pewne doświadczenie z odpisywaniem na takie ogłoszenia, postanowiła, że sama napisze ogłoszenie. Jak pomyślała, tak zrobiła. A że była dziewczyną z poczuciem humoru, to napisała bardzo wesołe ogłoszenie, no i wysłała.
Minął miesiąc, potem drugi, już zapomniała, że coś takiego naskrobała, aż tu pewnego marcowego dnia, listownik przyniósł jej stertę listów obwiązanych majtkową gumą. Dziewczyna była w wielkim szoku. Czytała te listy, i czytała, każdy po kilka razy. Pisali młodzieńcy i parę niewiast. Na drugi dzień listownik znów doniósł kolejną paczkę, i tak było przez kilka dni. Dziewczę z wrażenia nie mogło zamknąć buźki, a oczy miała wielkie jak spodki. Muszę dodać, że była bardzo dobrze wychowana, dlatego aby nie robić nikomu przykrości, postanowiła że będzie każdemu odpisywać, nie ważne czy to był student, rolnik czy skazaniec.
Wybrała kilka osób, z którymi postanowiła korespondować, wymieniać się listami, zdjęciami, problemami. Nie ze wszystkimi udało jej się utrzymać kontakt, jedni sami się wykruszyli, innych ona wykruszyła. Na placu boju pozostał jeden, jedyny prawdziwy przyjaciel. I tak znajomość dziewczyny i przyjaciela trwała cztery lata.
Pisali do siebie, wysyłali zdjęcia, spotykali się, nawet pojechali razem na wakacje, potem się rozstali. Ale wtedy okazało się, że dziewczyna zakochała się w przyjacielu i już nie mogła bez niego żyć. Ale też nie mogli być razem, bo przecież się rozstali. Dziewczyna płakała, tęskniła, a z pomocą przyszła siostra przyjaciela, bo właśnie zachciało się jej wyjść za męża i zaprosiła dziewczynę na wesele. I na tym weselu dziewczę i przyjaciel wyznali sobie miłość. A po świętach Bożego Narodzenia leżąc na łóżku w jej panieńskim pokoju, przyjaciel zapytał czy zostanie jego żoną. Jak się możecie domyślać, zgodziła się, a zaręczyny zaplanowali na najwspanialszy dzień, czyli 1 kwiecień.
Oboje zaczęli organizować ślub i wesele. Nie było to łatwe, bo był rok 1991 i nie było w sklepach takich towarów jak dzisiaj. Musieli jeździć, szukać po sklepach, bazarach, prywaciarzach, a ceny też bywały różniste, na przykład buty przyjaciela kosztowały 800 000 tysięcy, a buty dziewczyny 250 000 tys, zaś sala kosztowała 400 000 tys. Kwoty dzisiaj nie do wyobrażenia, ale tak to właśnie było.
Aż przyszedł ten dzień 14 wrzesień 1991, kiedy oboje szczęśliwi i roześmiani złożyli przysięgę przed urzędnikiem, a potem przed księdzem, że będą się kochać, szanować i wzajemnie dbać o siebie do końca swych dni..
I właśnie jutro mija 25 lat od złożenia tej przysięgi, a żeby tradycji stało się zadość, parę dni temu odbyła się msza z odnowieniem ślubów, a po mszy oczywiście impreza prawie do białego rana, aby mogli żyć jeszcze dłużej i jeszcze szczęśliwiej.
Nabieranie sił przed imprezą, trzeba było odpocząć, bo czekały nas tańce, hulanki , swawole.
Dwadzieścia pięć lat, a jak jeden dzień. Czekamy na kolejne lata, życzę nam aby to były lata spokojne, miłosne i szczęśliwe i tego również Wam życzę, pa.
Tytuł dzisiejszego wpisu może sugerować, że będę pokazywać kartki ślubne. Jeżeli ktoś tak pomyślał, to ma odrobinę racji, bo dzisiejszy wpis będzie o ślubie, rocznicy i życiu.
Może zacznę od końca, otóż jutro 14 września minie 25 lat mojego małżeństwa.
A jak to się zaczęło?
Dawno, dawno temu była pewna dziewczyna, która zaczęła wcześnie pracować. Pracowała i pracowała w pocie czoła, aż się rozchorowała na dziecinną chorobę jaką jest świnka. Wyglądała okropnie, bo miała buzię zapuchniętą, a do tego miała rozjaśnione włosy na świński blond. Gdy już się pozbyła prosiaczka, przyplątała się inna choroba, potem jeszcze inna i niestety musiała zrezygnować z zarabiania pieniążków. Została w domu, głęboko na wsi, trochę się nudziła, trochę marudziła. Nie miała koleżanek, bo wszystkie mieszkały w innych królestwach. Aż pewnego dnia, czytając ówczesnego szmatławca pod nazwą "Na przełaj", znalazła rubrykę "szukam przyjaciela", dla młodych czytelników wyjaśniam - to taki randkowy portal. Ale, że już miała pewne doświadczenie z odpisywaniem na takie ogłoszenia, postanowiła, że sama napisze ogłoszenie. Jak pomyślała, tak zrobiła. A że była dziewczyną z poczuciem humoru, to napisała bardzo wesołe ogłoszenie, no i wysłała.
Minął miesiąc, potem drugi, już zapomniała, że coś takiego naskrobała, aż tu pewnego marcowego dnia, listownik przyniósł jej stertę listów obwiązanych majtkową gumą. Dziewczyna była w wielkim szoku. Czytała te listy, i czytała, każdy po kilka razy. Pisali młodzieńcy i parę niewiast. Na drugi dzień listownik znów doniósł kolejną paczkę, i tak było przez kilka dni. Dziewczę z wrażenia nie mogło zamknąć buźki, a oczy miała wielkie jak spodki. Muszę dodać, że była bardzo dobrze wychowana, dlatego aby nie robić nikomu przykrości, postanowiła że będzie każdemu odpisywać, nie ważne czy to był student, rolnik czy skazaniec.
Wybrała kilka osób, z którymi postanowiła korespondować, wymieniać się listami, zdjęciami, problemami. Nie ze wszystkimi udało jej się utrzymać kontakt, jedni sami się wykruszyli, innych ona wykruszyła. Na placu boju pozostał jeden, jedyny prawdziwy przyjaciel. I tak znajomość dziewczyny i przyjaciela trwała cztery lata.
Pisali do siebie, wysyłali zdjęcia, spotykali się, nawet pojechali razem na wakacje, potem się rozstali. Ale wtedy okazało się, że dziewczyna zakochała się w przyjacielu i już nie mogła bez niego żyć. Ale też nie mogli być razem, bo przecież się rozstali. Dziewczyna płakała, tęskniła, a z pomocą przyszła siostra przyjaciela, bo właśnie zachciało się jej wyjść za męża i zaprosiła dziewczynę na wesele. I na tym weselu dziewczę i przyjaciel wyznali sobie miłość. A po świętach Bożego Narodzenia leżąc na łóżku w jej panieńskim pokoju, przyjaciel zapytał czy zostanie jego żoną. Jak się możecie domyślać, zgodziła się, a zaręczyny zaplanowali na najwspanialszy dzień, czyli 1 kwiecień.
Oboje zaczęli organizować ślub i wesele. Nie było to łatwe, bo był rok 1991 i nie było w sklepach takich towarów jak dzisiaj. Musieli jeździć, szukać po sklepach, bazarach, prywaciarzach, a ceny też bywały różniste, na przykład buty przyjaciela kosztowały 800 000 tysięcy, a buty dziewczyny 250 000 tys, zaś sala kosztowała 400 000 tys. Kwoty dzisiaj nie do wyobrażenia, ale tak to właśnie było.
Aż przyszedł ten dzień 14 wrzesień 1991, kiedy oboje szczęśliwi i roześmiani złożyli przysięgę przed urzędnikiem, a potem przed księdzem, że będą się kochać, szanować i wzajemnie dbać o siebie do końca swych dni..
I właśnie jutro mija 25 lat od złożenia tej przysięgi, a żeby tradycji stało się zadość, parę dni temu odbyła się msza z odnowieniem ślubów, a po mszy oczywiście impreza prawie do białego rana, aby mogli żyć jeszcze dłużej i jeszcze szczęśliwiej.
Nabieranie sił przed imprezą, trzeba było odpocząć, bo czekały nas tańce, hulanki , swawole.
Dwadzieścia pięć lat, a jak jeden dzień. Czekamy na kolejne lata, życzę nam aby to były lata spokojne, miłosne i szczęśliwe i tego również Wam życzę, pa.