Translate / Tłumacz

piątek, 29 listopada 2013

Konie i może coś jeszcze

Witajcie

     Zainspirowana zdjęciem z poprzedniego wpisu, chciałabym pokazać co zrobiłam  w prezencie dla męża. Oboje lubimy konie, co prawda nigdy nie dane nam było jeździć konno, ale podziwiamy te zwierzęta za ich urodę, opanowanie. A gdy jeszcze na tym koniu siedzi ułan (młody i przystojny, to dla mnie), no to widok jest taki, że  dech zapiera. Ale niestety nie znalazłam żadnego wzoru z ułanem i koniem, więc wyhaftowałam konie na wypasie, bez ułanów. Można powiedzieć, że oni odpoczywają gdzieś pod najbliższym drzewkiem.



Dość długo haftowałam, najgorsza była trawa. Wyszywałam na kanwie aida 54 oczka ma 10 cm, mulną ariadna. Może ta mulina nie ma takiego połysku jak DMC, ale też nie jest taka zła. Zwłaszcza w porównaniu z muliną produkowaną parę lat temu. Jest naprawdę wielka różnica.
Mam taką co ma chyba ze dwadzieścia lat, jest twarda, ostra, bez połysku. Używam jej, ale tylko do małych wzorków i tak aby jej prawie nie było widać.



      Dawno, dawno temu byłam na etapie szydełkowych serwetek, firanek. Może kiedyś się pochwalę.
Robiąc te serwetki znalazłam wzory na których były postacie kobiet. Stwierdziłam, że zrobione szydełkiem i nawet powieszone w oknie nie oddadzą całego piękna. Więc pomyślałam, że może by tak wyhaftować. Znalazłam piękny, w naturalnym kolorze len, do tego brązowa mulina i wzięłam się do roboty. Efekt przekroczył moje najśmielsze oczekiwana.



Panna Różyczka



Z tą elegantką miałam pewien problem, ponieważ to nie był wzór na serwetkę. Tę paniusię znalazłam w książce pani Krystyny Sienkiewicz "Haftowane gałgany". Były tam dwa zdjęcia przedstawiające wyhaftowanych krzyżykami pana w cylindrze i panią z parasolką. Ta pani tak mi się spodobała, że postanowiłam ją przerysować. Wzięłam dużą kartkę w kratkę, ołówek, lupę i dosłownie krzyżyk po krzyżyku, kratka po kratce przerysowałam cały wzór. Była to praca bardzo wyczerpująca, ale chyba dała całkiem dobry efekt. Dobrze, że miałam wtedy super wzrok, bo teraz to i mikroskop by nie pomógł.



Przedstawiam - Holenderka




Ogrodniczka




Trochę kiepskie zdjęcie, ale to z lenistwa, bo nie chciało mi się obrazków zdejmować ze ściany. Wybaczcie leniuchowi
  Ale się rozpisałam, chyba wypadałoby skończyć i może jakiś obiad zrobić.
Pozdrawiam cieplutko, bo ziąb za oknem..

środa, 27 listopada 2013

Jesienne rozstania

Witajcie

Jest mi dzisiaj strasznie strasznie smutno, bo skończyło się coś co lubiłam. Chodziłam na zajęcia z tańca latino i właśnie dzisiaj były ostatnie. Niby mają być od stycznia, ale nie wiadomo jak to będzie. Zawsze  wydawało mi się, że potrafię tańczyć. Dopiero na tych zajęciach wyprowadzono mnie z błędu. Byłam sztywna jak kołek w płocie, ale po pół roku ćwiczeń wiedziałam już jak ruszać nogami i co najważniejsze biodrami. Słuchajcie, taki taniec to jest naprawdę coś fantastycznego. Schudłam pięć kilo, kości mi się rozruszały, co w pewnym wieku jest bardzo ważne. I najważniejsze, taniec daje pewność siebie.
A teraz co? Telewizor i lodówka, ha ha.

       Dzisiaj też chyba kończy się jesień, bo cały dzień był mróz i białe drzewa. Po tym jak zeszłoroczna zima trwała całymi miesiącami wcale mi nie tęskno za następną. Wolałabym piękną złotą jesień. Pamiątki jesienne zostały tylko na zdjęciach.


     Muszę pochwalić się, zdjęcia robił mój jedenastoletni syn.


      A wcześniej było lato i wycieczki rowerowe. W czasie jednej z takich wycieczek widziałam piękny obrazek


    Nic dzisiaj nie napisałam o haftach, ale są takie dni kiedy przychodzą wspomnienia, chociażby minionego lata.
Życzę kolorowych snów.

wtorek, 26 listopada 2013

Nie tylko karteczki

Witajcie

     Dziękuję wszystkim za miłe słowa. Każde odwiedziny bardzo mnie cieszą.

Nie wiem czy coś rozsądnego napiszę, bo oglądam "Ekspres Reporterów". Normalnie ręce opadają na to co się wyprawia w tym naszym pięknym kraju. Albo się śmiać albo płakać.

     Dzisiaj niestety zdradziłam haft na rzecz drutów. Syn zamówił duuuuży szalik, więc siedzę i dziergam. A że to ma być "komin", więc robię na okrągłych drutach, a to się robi i robi. Mam nadzieję, że na święta zrobię.

     Masz rację Danielo, były czasy że człowiek łapał to co było w sklepach. Pamiętam, że jeździłam do Milanówka po nici jedwabne. Tam są  zakłady jedwabnicze.  Były to lata osiemdziesiąte, nici do tej pory mam. Razem z mamą nici te używałyśmy do haftu maszynowego. Haftowałyśmy na starych singerach,tylko trzeba było zdjąć ząbki. Nie jeden palec miałam przeszyty na wylot. To były czasy, w sumie  fajne.
     Dzisiaj chciałabym pokazać, że nie tylko kartki okolicznościowe robię. Popełniłam też parę większych
form.


Przyznaję się, że wyhaftowanie maków zajęło mi pół roku. Nie zawsze miałam czas, a i oczy mi wysiadały. Teraz zastanawiam się co z tym zrobić. Mam ochotę uszyć  poduszkę, bo prawdę mówiąc na ścianach nie mam już miejsca.  Myślałam aby stworzyć kolekcję poduszek właśnie z takimi kwiatami. A, zapomniałabym, przedstawiam to Miecia, mój kot "stodolnianiec". Czyli kot ze stodoły.
Trzymajcie się cieplutko, bo zbliża się wielkie zimno, pa.
   

poniedziałek, 25 listopada 2013

Dzień Pluszowego Misia

Witam.

    Cudowna sprawa - teatr na żywo w TV. Nie zapomnę sztuki "Boska" z Krystyną Jandą w roli głównej. Może pamiętacie. Janda była naprawdę boska, pierwszy raz widziałam ją w takiej roli.

    Co prawda dzisiejszy dzień już się kończy, ale to był szczególny dzień. Swoje święto miały pluszowe misie. Nasze kochane "przytulaki -przyjacielaki". Nie jedna z nas miała swojego misia do którego się przytulała, zwierzała i wypłakiwała. Mój miś jest starszy ode mnie, bo był misiem mojej starszej siostry.  Nadal go mam i bardzo o niego dbam..
     Kiedyś wyhaftowałam rodzinki misiów dla mojego synka, potem dostał te obrazki drugi syn. A teraz biedne leżą schowane w szafie, może doczekają się wnuków.



Były to moje pierwsze hafty, ciężko było dostać dobrą kanwe. Ta była bardzo rzadka i miękka. Ale człowiek się cieszył, że w ogóle coś można było kupić.



Teraz zrobiłabym to troszkę inaczej, na pewno lepiej, ale w tedy byłam bardzo dumna z siebie.
      Pozdrawiam wszystkie misiaki i życzę miłego wieczoru.

niedziela, 24 listopada 2013

Karteczki i moje braki komputerowe.

Witajcie.
Komputer to jest bestia, której chyba nigdy nie opanuję. Już miałam wszystko pięknie napisane, zdjęcia wklejone i coś nacisnęłam, że wszystko zniknęło. Czary mary i nie ma, ale za to na pocieszenie mąż przyniósł przepyszne ciasteczka. Które też pozwalają zapomnieć co się dzieje za oknem. Bo pogoda dzisiaj jest zupełnie kawiarniana, albo łóżkowa jak kto woli.Listopad się kończy i WIELKIMI krokami zbliżają się święta. U niejednej z Was już widziałam piękne dzieła świąteczne, ja też coś już robię, ale to pokażę innym razem. A dzisiaj chcę pokazać kartki , które robiłam na imieniny, urodziny. Forma mała ale wydaje mi się , że urokliwa.


Karnety są trochę zużyte, ale to przez to że przechodziły przez wiele rąk. Lubię obdarowywać rodzinę i przyjaciół kartkami własnej roboty. Mam wrażenie, że wtedy wiedzą że o nich myślę i pamiętam. Nie znoszę życzeń przesyłanych smsem, są takie bezosobowe. Dlatego wszystkim nam życzę pięknych, przemyślanych życzeń. A teraz idę gotować obiad, pomysł jest, produkty są, chęci... też są.
Pozdrawiam niedzielnie i mimo braku słońca, słonecznie.

czwartek, 21 listopada 2013

Trochę przyjemności.

      Dzisiaj będzie z innej beczki, kulinarnej.
Dostałam od siostrzenicy przepis na przepyszną zapiekankę ze szpinakiem. Ogólnie gotowanego szpinaku nie lubię, ale w formie zapiekanki jest ok.
Potrzebne będą:
-ciasto francuskie
-boczek wędzony
-por
-szpinak surowy - dwa, trzy opakowania
-opakowanie sera  gorgonzola pikantny
-czosnek
-śmietana 12%
-4 jajka
-zioła prowansalskie
-gałka muszkatołowa starta
Boczek pokrojony w paseczki podsmażyć, dodać pokrojony por i pokrojony szpinak, smażyć. Dodać gałkę i przeciśnięty ząbek czosnku. Smażyć aż do odparowania płynu. Gdy woda odparuje dodać ser.Nie doprawiać solą, bo ser jest już dostatecznie słony.
Ciastem francuskim wyłożyć tortownicę i zapiec. Na to wyłożyć farsz ze szpinakiem i zalać śmietaną wymieszaną z jajkami i ziołami. piec 30-40 min, właściwie aż się ładnie wszystko zetnie.
Naprawdę śmiało polecam, robiłam i najważniejsze to to, że smakowało.

     A na deser ciasto Pysznotka, ciasto mojej siostry.
-40dkg mąki
-4 jajka
-1 szklanka cukru
-1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
-20dkg margaryny
--powidła np. wiśniowe, śliwkowe
-rodzynki
-3 łyżki śmietany
-krem do karpatki
Mąkę posiekać z margaryną, następnie dodać żółtka, proszek do pieczenia, śmietanę i pół szklanki cukru. Zagnieść szybko kruchy placek, zawinąć w folię i włożyć do lodówki na pół godziny.
W tym czasie przygotować dwie takie same blachy. Ciasto podzielić na dwie części, wyłożyć na blachy. posmarować dżemem położyć pianę ubitą z białek (do białek dodajemy cukier i łyżeczkę mąki ziemniaczanej), posypać rodzynkami. Upiec. Na jedno ciasto wykładamy krem do karpatki i przykrywamy drugim ciastem, tak aby piana była na wierzchu.

     Pyyyyyyyyyyyychota, właśnie zjadłam kawałek, no dobra... dwa kawałki. Pozdrawiam wszystkie łakomczuchy.

wtorek, 19 listopada 2013

Obowiązki i przyjemności.

Mimo, że jest połowa listopada, to mamy piękną pogodę. Świeci słońce, na niebie ani jednej chmurki, aż chciałoby się iść na długi spacer. Ale niestety obowiązki domowe nie pozwalają. Jak to zwykle "kury domowe" mają, trzeba zadbać o gniazdo. Najpierw sprzątanie, gotowanie obiadu, a nie, przepraszam, najpierw wymyślanie co na obiad. Zawsze mam z tym problem. Bo chciałabym aby to było smaczne, zdrowe i odpowiadało gustom domowników. Po obiedzie przyjemności, czyli moje hafty. Właśnie skończyłam haft na zamówienie. Jest to kartka okolicznościowa na rocznicę ślubu. Nie chcę się chwalić, ale wyszła całkiem całkiem.


W między czasie robię kartkę z okazji ślubu. Brakuje mi jeszcze jednej czwartej serca, ale to jest "mały pikuś". Mm nadzieję, że będzie się podobać.



piątek, 15 listopada 2013

Trudne początki

Jak zacząć? Zawsze tylko czytałam czyjeś blogi, a teraz sama chciałabym pisać, ale to wcale nie jest takie proste. Na pewno każdy wie co mam na myśli. Może najpierw wyjaśnię dlaczego dałam taki tytuł. Otóż jestem typową "kurą domową". Zajmuję się domem, lubię gotować, podobno dobrze mi to wychodzi. Uwielbiam robótki ręczne, kiedyś napisałam o sobie, że "jestem splątana włóczką" i to jest prawda. Zawsze coś szydełkuję, robię na drutach a teraz jestem na etapie haftu krzyżykowego, po prostu uwielbiam to. Wychowuję dzieci, które są dla mnie najważniejsze. Zajmuję się ich strojami na bale karnawałowe, na przedstawienia, nie ukrywam, że sprawia mi to radość.
Do tego mam "kota" na punkcie kota, jest to zwykły dachowiec, a właściwie "stodolnianiec", bo został zabrany ze stodoły. Dzięki temu uniknął śmierci. O kocie jak i o dzieciach mogłabym pisać i pisać. Może kiedyś rozwinę ten temat, na pewno rozwinę, przecież znam siebie...
Widzę, że jak na pierwszy raz to się rozpisałam. Chyba na razie będę kończyć, bo gotuję bigos z własnoręcznie ukiszonej kapusty. Taka kapusta zupełnie inaczej smakuje niż kupna. Ja kiszę w małej beczce, ale można też w garnku kamiennym, polecam. Dużo witaminy C, soli mineralnych, ale podkreślam trzeba samemu ukisić bez ulepszaczy, bez kwasku cytrynowego i octu. A jak smakują pierogi z kapustą i grzybami, mmmmm. Rozmarzyłam się, ale nic, wracam do bigosu. Dużo mięska, grzybów, kiełbaski przysmażonej z cebulką, pieprz,  ziele angielskie, jałowiec, listek laurowy i czerwone wino, które nadaje specyficzny smak. No i jak, leci ślinka, prawda? To życzę smacznego.