Witam
Jakiś dzisiaj taki dzień, że nic tylko zrobić pyszną herbatkę, siadać do "kompa" i oddać się miłemu zajęciu jakim jest zaglądnięcie na bloga.
Za to wczoraj miałam dzień pracowity. Podwinęłam chyba tuzin spodni dla męża i uszyłam jeszcze coś. Ale od początku.
W którymś tam poście pokazywałam haft który kupiłam w ciuchlandzie. Haft przedstawiał ptaszka i kwiaty na granatowym tle. Poprosiłam o pomysły co z niego zrobić. Były obrazki, poduchy w całości, dzielone. Już skłaniałam się do poduch, bo podobał mi się ten pomysł. Ale wiadomo, rzeczy z ciuchów trzeba najpierw wyprać, no i okazało się, że materiał fantastycznie farbuje. Podszewka, która była biała zrobiła się sino niebieska. Więc mój pomysł na poduszkę, gdzie podkład miał być jasny, niestety legł w gruzach. Jakoś pomysł odleciał a nowy się nie zjawiał. No i przez zupełny przypadek znalazłam !
Szukałam kurtki, którą tak schowałam, że nadal nie mogę znaleźć. Ale za to znalazłam spódniczkę, której nie nosiłam, nie noszę i nie będę nosić. Spódnica długa do samej ziemi, z cienkiego teksasu. No i co? No i wczoraj uszyłam swoją pierwszą torbę na zakupy, raczej na zakupki, bo nie wiem jak ten materiał będzie się zachowywał. No dobra, pora się chwalić
Oczywiście Miecia musiała się wpasować, bo bez niej zdjęcie byłoby nie ważne :)
Kieszonka na ulubioną prasę, aby w podróży się nie nudziło.
Uprzedzam, że nie będzie to moja jedyna torba, którą uszyję. Mam już tysiącpięćset pomysłów. A to wszystko dzięki Wam.
Zawsze coś wymyślałam, robiłam ale tak na małą skalę i nie często. Chociaż jak tak myślę, to raczej nie miałam odwagi realizować tego co wymyślałam. I tak to zostawało w zakamarkach zapomnienia. Ale od kiedy odważyłam się stworzyć swojego bloga i zaczęłam zaglądać do dziewczyn, które tę odwagę znalazły już wcześniej, dosłownie aż kipię od pomysłów i od chęci działania. Czuję, że zbudziłam się ze snu i to nie za sprawą księcia, tylko dzięki Wam, tak samo zakręconym jak ja.
No i dzięki temu zakręceniu, mam kolejny pomysł. Pisałam o tym, że lubię na targach grzebać w pudłach grzebalniczych. U pana, który miał dużo fajnych zardzewiałych przedmiotów znalazłam cuuuudowny kinkiet zewnętrzny. Zardzewiały do granic możliwości, ale cudo! Na początku pomyślałam, że będzie świetny na balkon, bo chcemy go trochę oświetlić aby letnimi wieczorkami siedzieć. Tylko niestety po rozebraniu okazało się, że wszystkie kabelki są przerdzewiałe. Mąż chciał wymienić na nowe, ale przyszedł mi nowy pomysł i tak oto będzie z niego świecznik do domku na działkę. Genialne w swej prostocie, prawda? hi hi :)
Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęć przed rozebraniem tego cudasa, ale na tych co mam też coś widać.
Takie szybki są do tego i jest jeszcze daszek, ale moczy się coli, podobno pomaga na rdzę.
No, i to by było na tyle. Chyba pora brać się za obiad, chociaż dzisiaj moje chłopaki późno wracają do domu.
Dzięki za dobre słowa, to miłe.
Życzę wszystkim choć odrobinę słonka, pa.
Jakiś dzisiaj taki dzień, że nic tylko zrobić pyszną herbatkę, siadać do "kompa" i oddać się miłemu zajęciu jakim jest zaglądnięcie na bloga.
Za to wczoraj miałam dzień pracowity. Podwinęłam chyba tuzin spodni dla męża i uszyłam jeszcze coś. Ale od początku.
W którymś tam poście pokazywałam haft który kupiłam w ciuchlandzie. Haft przedstawiał ptaszka i kwiaty na granatowym tle. Poprosiłam o pomysły co z niego zrobić. Były obrazki, poduchy w całości, dzielone. Już skłaniałam się do poduch, bo podobał mi się ten pomysł. Ale wiadomo, rzeczy z ciuchów trzeba najpierw wyprać, no i okazało się, że materiał fantastycznie farbuje. Podszewka, która była biała zrobiła się sino niebieska. Więc mój pomysł na poduszkę, gdzie podkład miał być jasny, niestety legł w gruzach. Jakoś pomysł odleciał a nowy się nie zjawiał. No i przez zupełny przypadek znalazłam !
Szukałam kurtki, którą tak schowałam, że nadal nie mogę znaleźć. Ale za to znalazłam spódniczkę, której nie nosiłam, nie noszę i nie będę nosić. Spódnica długa do samej ziemi, z cienkiego teksasu. No i co? No i wczoraj uszyłam swoją pierwszą torbę na zakupy, raczej na zakupki, bo nie wiem jak ten materiał będzie się zachowywał. No dobra, pora się chwalić
Oczywiście Miecia musiała się wpasować, bo bez niej zdjęcie byłoby nie ważne :)
Kieszonka na ulubioną prasę, aby w podróży się nie nudziło.
Uprzedzam, że nie będzie to moja jedyna torba, którą uszyję. Mam już tysiącpięćset pomysłów. A to wszystko dzięki Wam.
Zawsze coś wymyślałam, robiłam ale tak na małą skalę i nie często. Chociaż jak tak myślę, to raczej nie miałam odwagi realizować tego co wymyślałam. I tak to zostawało w zakamarkach zapomnienia. Ale od kiedy odważyłam się stworzyć swojego bloga i zaczęłam zaglądać do dziewczyn, które tę odwagę znalazły już wcześniej, dosłownie aż kipię od pomysłów i od chęci działania. Czuję, że zbudziłam się ze snu i to nie za sprawą księcia, tylko dzięki Wam, tak samo zakręconym jak ja.
No i dzięki temu zakręceniu, mam kolejny pomysł. Pisałam o tym, że lubię na targach grzebać w pudłach grzebalniczych. U pana, który miał dużo fajnych zardzewiałych przedmiotów znalazłam cuuuudowny kinkiet zewnętrzny. Zardzewiały do granic możliwości, ale cudo! Na początku pomyślałam, że będzie świetny na balkon, bo chcemy go trochę oświetlić aby letnimi wieczorkami siedzieć. Tylko niestety po rozebraniu okazało się, że wszystkie kabelki są przerdzewiałe. Mąż chciał wymienić na nowe, ale przyszedł mi nowy pomysł i tak oto będzie z niego świecznik do domku na działkę. Genialne w swej prostocie, prawda? hi hi :)
Niestety nie zdążyłam zrobić zdjęć przed rozebraniem tego cudasa, ale na tych co mam też coś widać.
Takie szybki są do tego i jest jeszcze daszek, ale moczy się coli, podobno pomaga na rdzę.
No, i to by było na tyle. Chyba pora brać się za obiad, chociaż dzisiaj moje chłopaki późno wracają do domu.
Dzięki za dobre słowa, to miłe.
Życzę wszystkim choć odrobinę słonka, pa.