Witam
Dawno już nie pisałam a to wszystko przez brak czasu.
Prezent haftowany podarowałam, mamusi chyba się podobało, bo Lenka a ma już cztery lata, spojrzała, odłożyła i pobiegła do zabawek. Co w tym wieku jest całkowicie zrozumiałe.Chrzest był piękny, tylko pogoda nie, bo lało od samego rana i było zimno.
Za to dzisiaj było pięknie, świeciło słońce, wiał lekki wiatr. Cały dzień na balkonie wietrzyła się pościel, pranie pięknie schło i na reszcie mogłam otworzyć drzwi na balkon, z czego skrupulatnie skorzystał kot. Prawdziwy pierwszy dzień wiosny, tylko Marzanny nie utopiliśmy, bo mamy tylko wannę do dyspozycji. Może jutro, bo planujemy spędzić cały dzień na działce. No i właśnie o tym naszym miejscu na ziemi chcę dzisiaj napisać.
W maju minie jedenaście lat jak wzięliśmy działeczkę po pewnym panu, który miał tam mały sad z drzewkami i krzewami owocowymi. Były winogrona i truskawki, trochę kwiatów. Tylko, że ten pan nie uprawiał działki już ponad trzy lata. Jak tam pojechaliśmy pierwszy raz to muszę powiedzieć, że ogarnęła nas mała panika i wielkie przerażenie czy my damy radę doprowadzić ją do stanu używalności. Bo obraz który zobaczyliśmy wyglądał tak:
Całą działkę obrastał chmiel, dosłownie jak się wzięło za jeden koniec to podnosił się ten chmiel jak kołdra. Ponieważ działka znajduje się przy wodzie (czyt. bagno), to często odwiedzały i odwiedzają nas bobry.
A bobry jak wiadomo uwielbiają słodkie drewno, więc ścięły wszystkie drzewka owocowe, chyba dziesięć sztuk. Niestety nie mam zdjęcia, ale to wyglądało w ten sposób, że z ziemi wystawały wyłącznie zaostrzone ołówki, a korony leżały obok. Przy wejściu witał nas powalony płot, piękne olbrzymie pokrzywy i ten wszędobylski chmiel. Jedna scena utkwiła mi w pamięci. To był maj, w ogrodach kwitły wiosenne kwiaty i tam w śród tych pochylonych drzew wyglądały piękne, wielkie czerwone tulipany. I gdy tak na nie patrzyłam, gdzieś już w głębi duszy wiedziałam, że damy radę. Atutem tej działki jest też to, że rośnie na niej piękny dąb, ma chyba dwieście lat, obwód pnia ma trzy metry. Gdy jest mi smutno i ciężko to przytulam się do niego i czuję jak spływa na mnie nowa energia. I już jest lepiej.
A, zapomniałabym. Stała tam "willa" inaczej zwana hacjendą
"Piękne" to było, miało drzwi i okno z żaluzją, a w środku leżało mnóstwo materacy. Pod ścianami stały sterty okien, drzwi, a dach był zrobiony z rurek na których leżał tak zwany "gołyleon", czyli gumoleum.
Młodszy syn miał roczek i był chyba najszczęśliwszym dzieckiem na świecie, bo mógł tarzać się w piachu ile wlezie, potem mycie pod pompą w zimnej wodzie.
Wzięliśmy się ostro za robotę, najpierw trzeba było wykarczować przejście i miejsce na jakiś stolik i fotele. Potem przyszła pora na płot, aby to jakoś "z wierzchu" wyglądało. Na zdjęciu w głębi widać małego Maćka.
Wykarczowaliśmy wszystkie karpy, część krzewów owocowych i tonę pokrzyw. Wracaliśmy do domu brudni jak nie boskie stworzenia. I tak było przez pierwsze lata i prawdę mówiąc nadal walczę z chmielem, skrzypem i pędrakami.
Pojawiły się pierwsze kwiaty, pierwsze warzywa
"Wille" rozebraliśmy, pustaki wykorzystaliśmy do budowy prawdziwego domku. Co prawda nie jest jeszcze wykończony, ale ten rok będzie pod znakiem urządzania domku. Mam już parę pomysłów i dużo materiałów, meblowych i tekstylnych. Aby tylko czas i zdrowie było.
To są porzeczki ze starych krzewów, zostawiliśmy parę krzaków, bo mają pyszne owoce.
Pracowaliśmy jak bure osły, były chwile, że mieliśmy dość. Pod koniec lata marzę aby już była zima, bo można odpocząć, ale w lutym chciałabym już jechać na działkę i pracować. Taki ze mnie człowiek przewrotny :)
Teraz nie wyobrażam sobie życia bez mojego ogrodu, co prawda wolałabym aby ten ogród był przy prawdziwym domu w którym mieszkamy. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, i już.
Dziękuję za wszystkie miłe słowa pod poprzednim postem jak i pod innymi postami też.
Pozdrawiam wiosennie i już księżycowo, pa.
Dawno już nie pisałam a to wszystko przez brak czasu.
Prezent haftowany podarowałam, mamusi chyba się podobało, bo Lenka a ma już cztery lata, spojrzała, odłożyła i pobiegła do zabawek. Co w tym wieku jest całkowicie zrozumiałe.Chrzest był piękny, tylko pogoda nie, bo lało od samego rana i było zimno.
Za to dzisiaj było pięknie, świeciło słońce, wiał lekki wiatr. Cały dzień na balkonie wietrzyła się pościel, pranie pięknie schło i na reszcie mogłam otworzyć drzwi na balkon, z czego skrupulatnie skorzystał kot. Prawdziwy pierwszy dzień wiosny, tylko Marzanny nie utopiliśmy, bo mamy tylko wannę do dyspozycji. Może jutro, bo planujemy spędzić cały dzień na działce. No i właśnie o tym naszym miejscu na ziemi chcę dzisiaj napisać.
W maju minie jedenaście lat jak wzięliśmy działeczkę po pewnym panu, który miał tam mały sad z drzewkami i krzewami owocowymi. Były winogrona i truskawki, trochę kwiatów. Tylko, że ten pan nie uprawiał działki już ponad trzy lata. Jak tam pojechaliśmy pierwszy raz to muszę powiedzieć, że ogarnęła nas mała panika i wielkie przerażenie czy my damy radę doprowadzić ją do stanu używalności. Bo obraz który zobaczyliśmy wyglądał tak:
Całą działkę obrastał chmiel, dosłownie jak się wzięło za jeden koniec to podnosił się ten chmiel jak kołdra. Ponieważ działka znajduje się przy wodzie (czyt. bagno), to często odwiedzały i odwiedzają nas bobry.
A bobry jak wiadomo uwielbiają słodkie drewno, więc ścięły wszystkie drzewka owocowe, chyba dziesięć sztuk. Niestety nie mam zdjęcia, ale to wyglądało w ten sposób, że z ziemi wystawały wyłącznie zaostrzone ołówki, a korony leżały obok. Przy wejściu witał nas powalony płot, piękne olbrzymie pokrzywy i ten wszędobylski chmiel. Jedna scena utkwiła mi w pamięci. To był maj, w ogrodach kwitły wiosenne kwiaty i tam w śród tych pochylonych drzew wyglądały piękne, wielkie czerwone tulipany. I gdy tak na nie patrzyłam, gdzieś już w głębi duszy wiedziałam, że damy radę. Atutem tej działki jest też to, że rośnie na niej piękny dąb, ma chyba dwieście lat, obwód pnia ma trzy metry. Gdy jest mi smutno i ciężko to przytulam się do niego i czuję jak spływa na mnie nowa energia. I już jest lepiej.
A, zapomniałabym. Stała tam "willa" inaczej zwana hacjendą
"Piękne" to było, miało drzwi i okno z żaluzją, a w środku leżało mnóstwo materacy. Pod ścianami stały sterty okien, drzwi, a dach był zrobiony z rurek na których leżał tak zwany "gołyleon", czyli gumoleum.
Młodszy syn miał roczek i był chyba najszczęśliwszym dzieckiem na świecie, bo mógł tarzać się w piachu ile wlezie, potem mycie pod pompą w zimnej wodzie.
Wzięliśmy się ostro za robotę, najpierw trzeba było wykarczować przejście i miejsce na jakiś stolik i fotele. Potem przyszła pora na płot, aby to jakoś "z wierzchu" wyglądało. Na zdjęciu w głębi widać małego Maćka.
Wykarczowaliśmy wszystkie karpy, część krzewów owocowych i tonę pokrzyw. Wracaliśmy do domu brudni jak nie boskie stworzenia. I tak było przez pierwsze lata i prawdę mówiąc nadal walczę z chmielem, skrzypem i pędrakami.
Pojawiły się pierwsze kwiaty, pierwsze warzywa
"Wille" rozebraliśmy, pustaki wykorzystaliśmy do budowy prawdziwego domku. Co prawda nie jest jeszcze wykończony, ale ten rok będzie pod znakiem urządzania domku. Mam już parę pomysłów i dużo materiałów, meblowych i tekstylnych. Aby tylko czas i zdrowie było.
To są porzeczki ze starych krzewów, zostawiliśmy parę krzaków, bo mają pyszne owoce.
Pracowaliśmy jak bure osły, były chwile, że mieliśmy dość. Pod koniec lata marzę aby już była zima, bo można odpocząć, ale w lutym chciałabym już jechać na działkę i pracować. Taki ze mnie człowiek przewrotny :)
Teraz nie wyobrażam sobie życia bez mojego ogrodu, co prawda wolałabym aby ten ogród był przy prawdziwym domu w którym mieszkamy. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, i już.
Dziękuję za wszystkie miłe słowa pod poprzednim postem jak i pod innymi postami też.
Pozdrawiam wiosennie i już księżycowo, pa.
Jakbym czytała o sobie :). Piękny ogród stworzyliście. Cudowne miejsce do odpoczynku, aczkolwiek podejrzewam, że zawsze masz coś do zrobienia tak jak ja. U mnie dla odmiany grasują bażanty, które zjadają wszystkie cebule kwiatów wiosennych.
OdpowiedzUsuńMamy takie samo marzenie,aby ogród był przy domku mieszkalnym :).
Pozdrawiam ciepło
Masz rację, roboty jest co nie miara, ale to jest praca bardzo relaksująca. A jak mam dość to siadam sobie na tarasie z kubkiem herbaty i patrzę na to nasze cudo i zmęczenie mija.
Usuńpiękne widoki :)
OdpowiedzUsuńJesteś na mojej liście blogów wiec będę tu często, Zapraszam również do siebie , do czytania i komentowania, zorganizowałam również candy http://lesia-rekodzielo.blogspot.com
Zapraszam Serdecznie i Pozdrawiam :*
Dziękuję bardzo :)
UsuńZaglądam do Ciebie jak również zapisałam się na candy.
Oj dużo trzeba było włożyć pracy, żeby działka przeszła taką metamorfozę.
OdpowiedzUsuńAle teraz masz swój własny raj.
Pozdrawiam wiosennie.
Dziękuję.Oj Tereniu, to jest naprawdę raj. Jak Maciek był mały i nie chodził do szkoły, to wolałam spakować wałówkę, wziąć małego na rower i jechać na działkę, niż siedzieć pod blokiem i słuchać plotek. Tam oboje czujemy się szczęśliwi.
UsuńPozdrawiam.
Dziękuję za wzięcie udziału w moim candy i życzę szczęścia w losowaniu :) zostaje u Ciebie na dłużej - dodaję blog do mojej listy i będę tu częściej Pozdrawiam:) Agnieszka z http://lesia-rekodzielo.blogspot.com
OdpowiedzUsuńpiękne wspomnienia... pozdrawiam ciepło :))
OdpowiedzUsuń