Witam
No właśnie, żeby nie było. Owszem, nie zaprzeczam, troszkę się ostatnio lenię w robótkach. Ale to trochę przez to, że rozpoczęłam terapię odchudzającą. Mamy w maju wesele, i wiecie same jak to jest. Szafa otworzona i - ja nie mam co na siebie włożyć - tu fałdka, tam fałdka, tu wystaje, tam się wałuje. Po prostu tragedia.
W Dniu Kobiet byłam z koleżanką w naszym ratuszu na takim babskim spotkaniu, gdzie było mierzenie ciśnienia, cukru, była wizażystka, ale nie pokażę Wam efektu końcowego, bo sama siebie się wystraszyłam. Było też mierzenie tkanki tłuszczowej, no i okazało się, że mam nadwagę, co zresztą wiedziałam. I nie dawno pani od tego tłuszczu zaprosiła mnie na bezpłatne badania. Wiecie, bezpłatne z przymrużeniem oka. Pojechałam tam z moim M. no i poddaliśmy się trzydniowej kuracji. To znaczy, przez trzy dni na śniadanie i podwieczorek piliśmy koktajl z witaminami, proteinami, błonnikami i diabli wiedzą z czym jeszcze, do tego wypijaliśmy 1 1/2 litra, słownie półtora litra wody z aloesem i z jakąś dziwną herbatką. Mówię dziwną, bo jest pobudzająca. Jak pierwszego dnia ją wypiłam i poszłam z koleżanką na kije, to dostałam takiego przyspieszenia, że koleżanka o mało ducha nie wyzionęła.
Dzisiaj jedziemy na końcowe pomiary, no i pewnie będzie namawianie na dalszą kurację. Ciekawa jestem jaką cenę zaśpiewa, bo na razie to była mała kwota.
Czy czuję po tych trzech dniach poprawę? Czy ja wiem, fakt że nie mam łaknienia na słodycze, bo ten koktajl zaspokaja zapotrzebowanie. Ale właściwie to wszystko sprowadza się do jednego - więcej ruchu, mniej obżarstwa, kolacja o 18.00 i więcej pić wody aby nawodnić organizm. A, i jeszcze jedno, przed posiłkiem dwie szklanki wody i mniej zjadasz, bo żołądek jest wypełniony wodą, a to są puste kalorie. Tylko najgorsze, że się strasznie sikać chce, a wychodząc na miasto...wiecie same...
Na tym spotkaniu w ratuszu była też pani ze studia fotograficznego i robiła zdjęcia pozowane. Dałam się sfotografować i oto efekt. Co prawda widziałam na aparacie ładniejsze, no ale pani to wybrała. Broszka oczywiście mojej produkcji, no :)
Wracając do robótek, to właśnie haftuję ptaszorka na torbę. Siostrzeniec jak zobaczył moje torby od razu zamówił dla swojej dziewczyny. No wiecie, rodzinie się nie odmawia, zwłaszcza że to mój chrześniak. No i tak sobie hafcę, chociaż idzie mi to jak krew z nosa. Może to przez pogodę.
Na razie jest oskubany, bez dzioba i nóżek i do tego wymiętoszony. Ale chciałam pokazać, że w ogóle coś robię.
Uszyłam też powłoczkę na podusię. Otóż kiedyś, dawno dawno temu, w pewnym sklepie kupiłam sweterek za, chyba pięć złotych. Oczywiście miałam go nosić, ale rok przeleżał w szafce, biedaczek nie doczekał się publicznego pokazu. Robiąc porządki znalazłam go i od razu zaświeciła mi się lampka, że może być fajna podusia, no i jest.
Tak wyglądał sweterek, całkiem ciekawy.
Ale jako podusia prezentuje się o wiele lepiej, jak myślicie?
Tu dla towarzystwa przysiadł Edmund.
A na koniec pokażę, jak ładnie prezentują się tabliczki, które dostałam od Danusi. Wiszą między kuchnią a łazienką. Kiepskie zdjęcie, bo ciężko zrobić, mamy bardzo wąski przedpokój. Ale w oryginale wyglądają super.
I jeszcze Miećka uganiająca się za własnym ogonem. Teraz zmęczona śpi na kanapie, bo przecież spracował się kotek.
No i tym kocim akcentem żegnam się, godzina dość już późna i trza brać się za obiad, oczywiście dietetyczny ;)
Trzymajcie się Kochane i już życzę ciepłego weekendu, pa.
No właśnie, żeby nie było. Owszem, nie zaprzeczam, troszkę się ostatnio lenię w robótkach. Ale to trochę przez to, że rozpoczęłam terapię odchudzającą. Mamy w maju wesele, i wiecie same jak to jest. Szafa otworzona i - ja nie mam co na siebie włożyć - tu fałdka, tam fałdka, tu wystaje, tam się wałuje. Po prostu tragedia.
W Dniu Kobiet byłam z koleżanką w naszym ratuszu na takim babskim spotkaniu, gdzie było mierzenie ciśnienia, cukru, była wizażystka, ale nie pokażę Wam efektu końcowego, bo sama siebie się wystraszyłam. Było też mierzenie tkanki tłuszczowej, no i okazało się, że mam nadwagę, co zresztą wiedziałam. I nie dawno pani od tego tłuszczu zaprosiła mnie na bezpłatne badania. Wiecie, bezpłatne z przymrużeniem oka. Pojechałam tam z moim M. no i poddaliśmy się trzydniowej kuracji. To znaczy, przez trzy dni na śniadanie i podwieczorek piliśmy koktajl z witaminami, proteinami, błonnikami i diabli wiedzą z czym jeszcze, do tego wypijaliśmy 1 1/2 litra, słownie półtora litra wody z aloesem i z jakąś dziwną herbatką. Mówię dziwną, bo jest pobudzająca. Jak pierwszego dnia ją wypiłam i poszłam z koleżanką na kije, to dostałam takiego przyspieszenia, że koleżanka o mało ducha nie wyzionęła.
Dzisiaj jedziemy na końcowe pomiary, no i pewnie będzie namawianie na dalszą kurację. Ciekawa jestem jaką cenę zaśpiewa, bo na razie to była mała kwota.
Czy czuję po tych trzech dniach poprawę? Czy ja wiem, fakt że nie mam łaknienia na słodycze, bo ten koktajl zaspokaja zapotrzebowanie. Ale właściwie to wszystko sprowadza się do jednego - więcej ruchu, mniej obżarstwa, kolacja o 18.00 i więcej pić wody aby nawodnić organizm. A, i jeszcze jedno, przed posiłkiem dwie szklanki wody i mniej zjadasz, bo żołądek jest wypełniony wodą, a to są puste kalorie. Tylko najgorsze, że się strasznie sikać chce, a wychodząc na miasto...wiecie same...
Na tym spotkaniu w ratuszu była też pani ze studia fotograficznego i robiła zdjęcia pozowane. Dałam się sfotografować i oto efekt. Co prawda widziałam na aparacie ładniejsze, no ale pani to wybrała. Broszka oczywiście mojej produkcji, no :)
Wracając do robótek, to właśnie haftuję ptaszorka na torbę. Siostrzeniec jak zobaczył moje torby od razu zamówił dla swojej dziewczyny. No wiecie, rodzinie się nie odmawia, zwłaszcza że to mój chrześniak. No i tak sobie hafcę, chociaż idzie mi to jak krew z nosa. Może to przez pogodę.
Na razie jest oskubany, bez dzioba i nóżek i do tego wymiętoszony. Ale chciałam pokazać, że w ogóle coś robię.
Uszyłam też powłoczkę na podusię. Otóż kiedyś, dawno dawno temu, w pewnym sklepie kupiłam sweterek za, chyba pięć złotych. Oczywiście miałam go nosić, ale rok przeleżał w szafce, biedaczek nie doczekał się publicznego pokazu. Robiąc porządki znalazłam go i od razu zaświeciła mi się lampka, że może być fajna podusia, no i jest.
Tak wyglądał sweterek, całkiem ciekawy.
Ale jako podusia prezentuje się o wiele lepiej, jak myślicie?
Tu dla towarzystwa przysiadł Edmund.
A na koniec pokażę, jak ładnie prezentują się tabliczki, które dostałam od Danusi. Wiszą między kuchnią a łazienką. Kiepskie zdjęcie, bo ciężko zrobić, mamy bardzo wąski przedpokój. Ale w oryginale wyglądają super.
I jeszcze Miećka uganiająca się za własnym ogonem. Teraz zmęczona śpi na kanapie, bo przecież spracował się kotek.
No i tym kocim akcentem żegnam się, godzina dość już późna i trza brać się za obiad, oczywiście dietetyczny ;)
Trzymajcie się Kochane i już życzę ciepłego weekendu, pa.
Dorotka moja torba i tak najpiekniejsza i szalenie przydatna. Miećka cudna, a co do odchudzania, to tak jak piszesz, mniej jedzenia i kończyć o 18-tej, duzo wody i ruch, tyle. Bez wydawania pieniędzy. A tak w ogóle to z czego Ty się odchudzasz??ę
OdpowiedzUsuńsweterek wyglądał ciekawie ale podusia zdecydowanie lepiej :-)
OdpowiedzUsuńa co do zapału do roboty... chyba większosć tak teraz ma... że niby przesilenie wiosenne czy inny leń ;-D
Jak Ty masz nadwagę, to mnie od dawna łatwiej przeskoczyć, niż oblecieć dookoła ! Też mam wesele i też by pasowało, tylko kurde jak ? Metabolizm poszedł się bujać, cukier 3 x taki jak powinien i co ? MŻ też nie zawsze wychodzi. Dla mnie to Ty jesteś laska koniec i kropka i w tym kontekście to i Twoje robótki, choć cudne, to są na straconej pozycji :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ps. Jedyne pocieszenie, że na aloes jestem uczulona :)
Dorotko nie daj się namówić na takie odchudzające koktajle, to oszustwo. Jedz mniej, zapisz się na basen, zapomnij o słodyczach i będzie lepiej. Widzę, że u Ciebie dużo się dzieje, jestem zachwycona Twoją "nową" poduszką. I Miećka jakaś taka zamyślona... Pozdrawiam ciepło :-)
OdpowiedzUsuńTeż się zastanawiam z czego tu się odchudzać :) I sweterek i poduszka cudne. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńBardzo klimatyczne zdjęcie wybrała pani fotograf. Popieram zdanie Agaty w sprawie koktajli.
OdpowiedzUsuńPiękne przedmioty tworzysz. Broszka bardzo mi się podoba, a jeśli chodzi o haft krzyżykowy, to chylę czoła. Ściskam, Ania :-)
Wyglądasz kwitnąco :)
OdpowiedzUsuńhafcik się zapowiada bardzo ciekawie :) a kociak - przeuroczy ... :)
Dorotko, wszelkim miksturom odchudzającym, zwłaszcza niewiadomego do końca składu, mówię stanowcze NIE. Z reguły mają szybkie działanie odchudzające i równie szybkie rujnujące i zakwaszające nasz organizm. Potem efekt jo-jo murowany i obciążenie nerek ogromne. Daj sobie spokój z takimi wynalazkami, wiesz co robić, żeby się lepiej czuć :)
OdpowiedzUsuńHaft zapowiada się pięknie, a podusia z bluzeczki jest dużo lepsza niż bluzeczka :)
Pozdrawiam Cię serdecznie :*
Hej Dorotko! Ja też jestem przeciwna koktajlom... kasa...kasa...kasa... Lepiej robić to co napisałaś - dużo wody, regularne posiłki, mniej tłuste i mniej słodkie, no i jak lubisz to i trochę ruchu nie zaszkodzi...Też coś o tym wiem :) Udało mi się zrzucić to i owo i dobrze mi z tym - bez dietetyków i bez wydawania zbędnie kasy :)
OdpowiedzUsuńPoducha genialnie się prezentuje :)
pozdrawiam ciepło
Tak patrzę na to zdjęcie i też nie wiem, z czego się odchudzasz.:)Chyba że to już. Ptaszor zapowiada się interesująco, a poduszka wyszła naprawdę super:)A do diety dodam: chleb żytni, makaron i ryż pełnoziarnisty zamiast białych. Czerwona papryka. Mało soli, dużo innych przypraw.
OdpowiedzUsuńBluzka bardzo interesująca, poduszka ekstra, a ptaszorek zapowiada się intrygująco, nic tylko podziwiać takie nic nie robienie :) i zgadzam się z Promykiem - nie ma z czego się odchudzać :) pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńA ja uważam,że nigdy kochanego ciała nie jest za dużo:))) Pousia wyszła cudna:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDorka, ja uwielbiam jak Ty piszesz :) Uśmiałam się i uśmiechnęłam! :)
OdpowiedzUsuńMetamorfoza sweterka bardzo udana. Metamorfoza Twoja jeszcze bardziej. Tylko nie daj się wyssać z kasy! Dieta + ruch ! :) MŻ i zero słodyczy czynią cuda :)
a to dziewczyny pojechały po tym odchudzaniu....
OdpowiedzUsuńi słusznie
mniej chlebka, zero ziemniaczków i klusków, więcej chlorofilu ( wiosna idzie, pomidory zaraz bedą) i parę kilo zleci....
tylko zacięcie potrzebne.. ;-D