Witam
Wróciłam, cała, zdrowa, trochę obolała, ale zadowolona. Dla nie wtajemniczonych wyjaśniam. W piątek 24 czerwca pierwszy raz pojechałam z moim mężusiem na zlot motocyklowy i w poprzednim wpisie skarżyłam się, że bardzo się boję. Wiecie, jak mnie nową przyjmą, że będę najstarsza, co niestety okazało się prawdą, wśród kobiet byłam najstarsza. I wiecie, takie tam straszki i bolączki.
Wyjechaliśmy w piątek rano, na cztery motory. Upał był nie miłosierny, jak się jechało to było super, ale wystarczyło zatrzymać się choćby na chwilkę i pot się lał po plecach. Mieliśmy do pokonania 250 km. Fajnie się jechało, wiatr, nie napiszę we włosach, bo kask, ale między palcami i zębami. Jechaliśmy w koszulkach z krótkimi rękawami i mamy fajnie opalone ręce- rękawek, opalenizna, rękawice. Po drodze zatrzymywaliśmy się na postoje.
Jechaliśmy przez Jeruzal czyli filmowe Wilkowyje. Wieś wygląda trochę inaczej, w filmie wydaje się większa, że przed sklepem jest większy plac, a tam wszystko jest malutkie.
Słynny sklep Więcławskiej, oczywiście Mamrot został zakupiony i po przyjeździe na miejsce skonsumowany.
A tu przedstawiam mojego nowego kolegę, super wyglądamy :)
Szkoda, że akurat w tym czasie nie kręcili kolejnych odcinków, było by na co popatrzeć.
W następnej kolejności był Kock, tam byliśmy krótko, poszliśmy pod pomnik i pojechaliśmy dalej, na obiad.
Po obiadku najchętniej bym się położyła na wygodnej kanapie, ale cóż robić, trzeba było jechać dalej.
Nasza maszyna już na miejscu, odpoczywa, a my pewnie już w jeziorze się moczyliśmy.
Jezioro Zagłębocze na lubelszczyźnie. Piękne jezioro z czystą wodą, fajną plażą. Płycizna idzie daleko w wodę, więc jest to świetne miejsce dla dzieci, mogą sobie brodzić ile dusza zapragnie.
Woda jest tak czysta, że widać łapki pływających kaczek.
W czasie powrotu zajechaliśmy do Nałęczowa aby pospacerować po parku zdrojowym i oczywiście zjeść lody.
Musiałam koniecznie usiąść na takim rowerze, ale daleko by się na nim nie zajechało, chociaż pedały się kręciły.
Wstąpiliśmy tez do Kazimierza Dolnego, akurat dobywał się tam festiwal muzyki ludowej. Tylko niestety kramów z rękodziełem ludowym już nie było, zbierało się na olbrzymi deszcz.
Pieska też potarłam po nosku, wiecie, szczęścia nigdy dość.
Wspólna fotka nad Wisłą i w drogę, do domku.
Na miejscu byliśmy po dwudziestej. Zmęczona byłam diabelnie, głośno nie będę mówić co najbardziej mnie bolało, ale powiem tylko, że kąpiel była bardzo wskazana.
Jak było? Bardzo fajnie, odpoczęłam, poznałam wielu fajnych ludzi, zobaczyłam nowe miejsca i już wiem, że na takie zloty mogę jeździć, nie ma się czego bać.
A teraz koniec łazęgostwa, trza się brać za robotę, bo krasnoludki haftu za mnie nie wykonają, a szkoda.
Dziękuję wszystkim za cudne komentarze pod poprzednim wpisem, poduszka sprawuje się super.
Trzymajcie się kochane, może następnym razem pokażę coś robótkowego, albo i nie :) pa
Wróciłam, cała, zdrowa, trochę obolała, ale zadowolona. Dla nie wtajemniczonych wyjaśniam. W piątek 24 czerwca pierwszy raz pojechałam z moim mężusiem na zlot motocyklowy i w poprzednim wpisie skarżyłam się, że bardzo się boję. Wiecie, jak mnie nową przyjmą, że będę najstarsza, co niestety okazało się prawdą, wśród kobiet byłam najstarsza. I wiecie, takie tam straszki i bolączki.
Wyjechaliśmy w piątek rano, na cztery motory. Upał był nie miłosierny, jak się jechało to było super, ale wystarczyło zatrzymać się choćby na chwilkę i pot się lał po plecach. Mieliśmy do pokonania 250 km. Fajnie się jechało, wiatr, nie napiszę we włosach, bo kask, ale między palcami i zębami. Jechaliśmy w koszulkach z krótkimi rękawami i mamy fajnie opalone ręce- rękawek, opalenizna, rękawice. Po drodze zatrzymywaliśmy się na postoje.
Jechaliśmy przez Jeruzal czyli filmowe Wilkowyje. Wieś wygląda trochę inaczej, w filmie wydaje się większa, że przed sklepem jest większy plac, a tam wszystko jest malutkie.
Słynny sklep Więcławskiej, oczywiście Mamrot został zakupiony i po przyjeździe na miejsce skonsumowany.
A tu przedstawiam mojego nowego kolegę, super wyglądamy :)
Szkoda, że akurat w tym czasie nie kręcili kolejnych odcinków, było by na co popatrzeć.
W następnej kolejności był Kock, tam byliśmy krótko, poszliśmy pod pomnik i pojechaliśmy dalej, na obiad.
Po obiadku najchętniej bym się położyła na wygodnej kanapie, ale cóż robić, trzeba było jechać dalej.
Nasza maszyna już na miejscu, odpoczywa, a my pewnie już w jeziorze się moczyliśmy.
,
Jezioro Zagłębocze na lubelszczyźnie. Piękne jezioro z czystą wodą, fajną plażą. Płycizna idzie daleko w wodę, więc jest to świetne miejsce dla dzieci, mogą sobie brodzić ile dusza zapragnie.
Woda jest tak czysta, że widać łapki pływających kaczek.
W czasie powrotu zajechaliśmy do Nałęczowa aby pospacerować po parku zdrojowym i oczywiście zjeść lody.
Musiałam koniecznie usiąść na takim rowerze, ale daleko by się na nim nie zajechało, chociaż pedały się kręciły.
Odwiedziliśmy pana Prusa, trochę z nim "porozmawiałam", potarłam po kolanku, może przyniesie mi szczęście.
Wstąpiliśmy tez do Kazimierza Dolnego, akurat dobywał się tam festiwal muzyki ludowej. Tylko niestety kramów z rękodziełem ludowym już nie było, zbierało się na olbrzymi deszcz.
Pieska też potarłam po nosku, wiecie, szczęścia nigdy dość.
Wspólna fotka nad Wisłą i w drogę, do domku.
Na miejscu byliśmy po dwudziestej. Zmęczona byłam diabelnie, głośno nie będę mówić co najbardziej mnie bolało, ale powiem tylko, że kąpiel była bardzo wskazana.
Jak było? Bardzo fajnie, odpoczęłam, poznałam wielu fajnych ludzi, zobaczyłam nowe miejsca i już wiem, że na takie zloty mogę jeździć, nie ma się czego bać.
A teraz koniec łazęgostwa, trza się brać za robotę, bo krasnoludki haftu za mnie nie wykonają, a szkoda.
Dziękuję wszystkim za cudne komentarze pod poprzednim wpisem, poduszka sprawuje się super.
Trzymajcie się kochane, może następnym razem pokażę coś robótkowego, albo i nie :) pa
Wspaniałą wyprawę zaliczyłaś:), byłam w niektórych z tych miejsc, ale nie motorem, a szkoda:(. Nie samymi robótkami człowiek żyje, kawałek świata też trzeba zobaczyć:). Pozdrawiam wieczorową porą:). Małgosia.
OdpowiedzUsuńMałgoniu, święte słowa, oprócz robótek też coś innego istnieje. Zresztą hafty chowam do kufra i sprawa załatwiona. A świat widziany z kanapy motocykla zupełnie inaczej się przedstawia, a jak czuć zapachy, normalnie szał :)
UsuńPozdrawiam
Pełna rozpusta i kawałek Polski zwiedzony, dupeczka zapewne dostała odgniotów prawie jak na koniu, ale widać warto było :)
OdpowiedzUsuńTe gość słusznego wzrostu, czy Wy takie małe ? A co do Jeruzala, wszystko w Tv wydaje się większe, pamiętam jak uczestnicy Big Brothera mówili, ze ten dom wydawał się w Tv taki duży, a jak tam się dostali to malizna, czyli mamy dowód, że telewizja kłamie :)
Pozdrówka :)
No cóż, kolega ma dwa metry wzrostu, a ja tylko 152 cm, więc on wyskoki, a ja niska, lub ja niska a on wysoki :)
UsuńBożenko, masz rację, rozpusta była, zwłaszcza jeśli idzie o ilość tak zwanego piwka, ale było fajnie. A dupunia, wymoczona, wymasowana, może jechać dalej :)
Pozdrawiam
Fajna relacja z wyprawy, no i sama i wyprawa. No widzisz nie ma co się stresować bzdurami :) Nigdy nie doświadczyłam takiej długiej wyprawy motorem, ale wyobraż am sobie, że tyłek musiał boleć :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam tu zaglądać bo zawsze jestem mile zaskoczona ! Podziwiam i pozdrawiam cieplutko <3
OdpowiedzUsuńDusieńko, jaka stara????? A nakopał Ci ktoś..... noooo Cudna relacja. Ja jestem pełna podziwu dla Ciebie: motor, upał.... ech
OdpowiedzUsuńBardzo ładne miejsca zwiedziłaś.
OdpowiedzUsuńsuper zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńSuper wycieczka, zobaczyliście tyle pięknych miejsc:-) Docia podziwiam, dzielna z Ciebie kobieta:-))
OdpowiedzUsuń