Witam
Można powiedzieć, że jestem już prawie po remoncie kuchni i powiem z radością... przeżyliśmy...
A to było tak, Siedemnaście lat temu, jak się sprowadziliśmy do nowego mieszkanka, zaczęliśmy urządzać pokoje, to znaczy... dwa pokoje, łazienkę, a w kuchni postawiliśmy meble ze starego mieszkania i tak sobie stały. A że były to meble nie byle jakie i ciutke droższe, to przez te wszystkie lata małpy nie chciały się rozlecieć. A wiadomo, jak coś się nie rozlatuje, to znaczy, że jest dobre i stoi, stoi, stoi. No i tak stały te nasze meble, aż któregoś dnia po prostu zaczęły przyprawiać mnie o ból głowy i ból innych części ciała. Powiedziałam do mojego szanownego małżonka - dość tego, wszystkie mają a ja nie mam. Robimy kuchnię!
I w taki oto sposób poruszyłam lawinę i wyciągnęłam z zakamarków potwory o nazwach - szukanie fachowców, którzy nie spartaczą płytek, fachowców od mebli, którzy będą umieli czytać w moich myślach. Szukaliśmy, szukaliśmy, pytaliśmy i w końcu trafiliśmy. Na szczęście znajomi robili remont całego mieszkania i do tego są perfekcjonistami, więc mieliśmy fachowców można powiedzieć prawie idealnych (na razie płytki nie odpadają).
No ale wiadomo, fachowcy to jedno, a zakupy to drugie. Kupiliśmy płytki, zlew, kran, kuchnię i zadowoleni myśleliśmy, że to już koniec. O, naiwności!!!! To był dopiero początek. Fugi, kleje, woda, listwy, kontakty, kawa, kabelki, klopsiki...itd. itp
Po remoncie wiadomo, zaczyna się sprzątanie. Trzeba wszystkie kartony, pudła przynieść, rozpakować i wtedy zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Niby szafek więcej a niczego nie można zmieścić. Czyżby przez te parę dni przybyło rzeczy, a może ktoś podrzucił swoje? No, ale jakoś się udało upchnąć większość klamotów. Kiedy pokonałam te wszystkie bardzo, podkreślam BARDZO potrzebne przedmioty, okazało się, że reszta mieszkania nadaje się wyłącznie do gruntownego sprzątania. I tu muszę się pochwalić, wyszłam z tej bitwy zwycięsko i jestem dumna z siebie.
Dobra, pora teraz trochę Was postraszyć zdjęciami. Ostrzegam, będą to zdjęcia dla ludzi o mocnych nerwach i silnej psychice. Bo wiadomo, na początek będą zdjęcia jak moja kuchnia wyglądała.
Gotowe? No to jazda...
No cóż, starałam się jakoś tę przestrzeń zagospodarować rozsądnie i z gustem, ale przed samym remontem już mi się nie chciało i dlatego na szafkach jest taki pier...miszmasz.
Zmieniliśmy podłogę, płytki na ścianach, meble, dodatki.
Jak już tak robiliśmy kuchnię, to stwierdziliśmy, że przedpokój też woła o pomstę do nieba i trzeba coś z tym zrobić. No i zrobiliśmy mały lifting. Tapeta, listwa, nowe lustro i proszę bardzo. przedpokój jak malowany.
Brakuje jeszcze dodatków typu obrazki, zegar. A na ścianie, której nie pokazałam ma stanąć kredens, ale jeszcze go nie ma, szukamy. Marzy mi się stary, kuchenny kredens, taki ze swoją historią, z duszą. Na razie szukam.
No i to na tyle o moim remoncie. Mam nadzieję, że nie zasnęłyście przy oglądaniu zdjęć, po prostu nie mogłam się zdecydować, które wstawić.
Trzymajcie się cieplutko, bo niestety przyszły chłody, pa.
Można powiedzieć, że jestem już prawie po remoncie kuchni i powiem z radością... przeżyliśmy...
A to było tak, Siedemnaście lat temu, jak się sprowadziliśmy do nowego mieszkanka, zaczęliśmy urządzać pokoje, to znaczy... dwa pokoje, łazienkę, a w kuchni postawiliśmy meble ze starego mieszkania i tak sobie stały. A że były to meble nie byle jakie i ciutke droższe, to przez te wszystkie lata małpy nie chciały się rozlecieć. A wiadomo, jak coś się nie rozlatuje, to znaczy, że jest dobre i stoi, stoi, stoi. No i tak stały te nasze meble, aż któregoś dnia po prostu zaczęły przyprawiać mnie o ból głowy i ból innych części ciała. Powiedziałam do mojego szanownego małżonka - dość tego, wszystkie mają a ja nie mam. Robimy kuchnię!
I w taki oto sposób poruszyłam lawinę i wyciągnęłam z zakamarków potwory o nazwach - szukanie fachowców, którzy nie spartaczą płytek, fachowców od mebli, którzy będą umieli czytać w moich myślach. Szukaliśmy, szukaliśmy, pytaliśmy i w końcu trafiliśmy. Na szczęście znajomi robili remont całego mieszkania i do tego są perfekcjonistami, więc mieliśmy fachowców można powiedzieć prawie idealnych (na razie płytki nie odpadają).
No ale wiadomo, fachowcy to jedno, a zakupy to drugie. Kupiliśmy płytki, zlew, kran, kuchnię i zadowoleni myśleliśmy, że to już koniec. O, naiwności!!!! To był dopiero początek. Fugi, kleje, woda, listwy, kontakty, kawa, kabelki, klopsiki...itd. itp
Po remoncie wiadomo, zaczyna się sprzątanie. Trzeba wszystkie kartony, pudła przynieść, rozpakować i wtedy zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Niby szafek więcej a niczego nie można zmieścić. Czyżby przez te parę dni przybyło rzeczy, a może ktoś podrzucił swoje? No, ale jakoś się udało upchnąć większość klamotów. Kiedy pokonałam te wszystkie bardzo, podkreślam BARDZO potrzebne przedmioty, okazało się, że reszta mieszkania nadaje się wyłącznie do gruntownego sprzątania. I tu muszę się pochwalić, wyszłam z tej bitwy zwycięsko i jestem dumna z siebie.
Dobra, pora teraz trochę Was postraszyć zdjęciami. Ostrzegam, będą to zdjęcia dla ludzi o mocnych nerwach i silnej psychice. Bo wiadomo, na początek będą zdjęcia jak moja kuchnia wyglądała.
Gotowe? No to jazda...
No cóż, starałam się jakoś tę przestrzeń zagospodarować rozsądnie i z gustem, ale przed samym remontem już mi się nie chciało i dlatego na szafkach jest taki pier...miszmasz.
Zmieniliśmy podłogę, płytki na ścianach, meble, dodatki.
Jak już tak robiliśmy kuchnię, to stwierdziliśmy, że przedpokój też woła o pomstę do nieba i trzeba coś z tym zrobić. No i zrobiliśmy mały lifting. Tapeta, listwa, nowe lustro i proszę bardzo. przedpokój jak malowany.
Brakuje jeszcze dodatków typu obrazki, zegar. A na ścianie, której nie pokazałam ma stanąć kredens, ale jeszcze go nie ma, szukamy. Marzy mi się stary, kuchenny kredens, taki ze swoją historią, z duszą. Na razie szukam.
No i to na tyle o moim remoncie. Mam nadzieję, że nie zasnęłyście przy oglądaniu zdjęć, po prostu nie mogłam się zdecydować, które wstawić.
Trzymajcie się cieplutko, bo niestety przyszły chłody, pa.
Oj coś wiem o remoncie kuchni, rok temu miałam. Twoja po metamorfozie jest piękna!A dodatki uzupełniają całość 😊.Przedpokój też śliczny. Super całość!
OdpowiedzUsuńDorcia, kuchnia wyglada cudnie.
OdpowiedzUsuń- zrobiło się jaśniej, weselej
- masz dużo miejsca na blatach
- ogrom szafek
-nowocześnie
- płytki z koronkowym wzorem?! Rewelacyjne
Jedna rzecz, której ja nie cierpię Hihi cerata na stole. Chyba, że to jest obrus.
A krata w przedpokoju to już mnie powaliła na kolana - fantastycznie!
Niestety Elu, to jest cerata, a to przez to, że większość prac kuchennych wykonuję na stole, więc obrus by nie zdał egzaminu. Też wolałabym aby stół był "goły", bo jest ładny drewniany, ale by się szybko zniszczył i trochę mi szkoda. Dzięki za miłe słowa :)
UsuńPiękna metamorfoza!
OdpowiedzUsuńDorcia kuchnia wyszła "the best" Taka jasna-fajna:)Przedpokój mi się też podoba:)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiekawa metamorfoza, teraz masz sporo miejsca na przechowywanie. Bardzo podobają mi się uchwyty do szafek i bateria do zlewu :)
OdpowiedzUsuńPiękna kuchnia i te dekoracyjne detale...cudo!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
I invite you all your free time in my bloog :)
OdpowiedzUsuńCiekawy artykuł
OdpowiedzUsuńDzięki, będę odwiedzać:)
Wnętrza po nowemu bardzo mi się podobają. :) A z remontowymi wykonawcami to faktycznie... Czasami prawie niemożliwa do realizacji misja. Ale Wam się udało - brawo! :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńŚliczna kuchnia,zazdroszczę ilosci szafek w kuchni nigdy za dużo.Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚliczna kuchnia,zazdroszczę ilosci szafek w kuchni nigdy za dużo.Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń;
OdpowiedzUsuńPiękna ta kuchnia i przy takiej ilości szafek to ile można sobie różnego rodzaju wyposażenia kupić. Nawet szklanki https://duka.com/pl/jedzenie-i-serwowanie-potraw/naczynia-serwowania-napojow/szklanki to wiadomo, różne są potrzebne. Dla mnie do kawy muszą być specjalne, tu te z podwójnym dnem bardzo mi się spodobały.
OdpowiedzUsuń