Witam
Co prawda od niedzieli minęło trochę czasu, ale zupełnie nie miałam chwili aby napisać. Bo jak wiecie chodzę na kurs komputerowy, no i dowiaduję się dużo ciekawych ciekawostek. Informatykiem już nie zostanę, ale może chociaż chłopaków zadziwię znajomością komputerowych sztuczek.
Robótkowe przygotowania do świąt już zakończyłam, co miałam wysłać wysłałam, co miałam wymyślić wymyśliłam, czyli jak ustroić stół.
Hafciarsko robiłam na zamówienie zaproszenia na komunię, ale niestety nie popisałam się, ponieważ zamówiłam karnety przez internet i to kurierem, no i klapa. Miały być na dzisiaj i nie ma. Dobrze, że zamawiająca jest wyrozumiała i odbierze po świętach.
A teraz przechodzę do tytułu. Otóż w niedzielę całą rodzinką wybraliśmy się na wycieczkę do miejscowości Łyse na Kurpiach. To jest 130 km od Warszawy, 30 km od Ostrołęki. Jest to mała wieś słynąca z konkursu na najpiękniejszą palmę. Naprawdę muszę przyznać, że palmy były piękne, kolorowe i bardzo starannie wykonane. Widać było, że wykonawcy się postarali. Porobiłam trochę zdjęć, ale one nie oddają uroku palm.
Cudne są te kwiaty, każdy zrobiony starannie i z detalami.
W tym dwustuletnim kościele były wystawione palmy, można było je podziwiać i robić zdjęcia.
Na placu targowym odbywał się kiermasz i występy kapel kurpiowskich. Bardzo mi się podobało, że dużo młodzieży i dzieci występuje w zespołach ludowych. Dobrze by było, gdyby więcej takich zespołów powstawało. Warto podtrzymywać tradycje i uczyć jej nasze dzieci.
Na kiermaszu było dużo straganów, ale nie robiłam zdjęć, bo nie było co fotografować. Jadąc tam, myślałam że będą tradycyjne wyroby kurpiowskie, a tu oprócz samogonu nie było niczego. Wszystkie hafty jakie były, to przywożone z Niemiec szmateksy. Tylko jeden pan miał malowane koniki, ptaszki, aniołki, ale za to były bardzo drogie. A z tradycyjnego jadła był tradycyjny kebab, frytki i szaszłyki, straszne, bardzo kurpiowskie. Kupiłam tylko palemkę i żelki malinowe. Ale ogólnie nie żałujemy wycieczki, bo było ładnie chociaż wietrznie. A całość wycieczki skończyła się w restauracji na pysznych lodach.
Dziękuję za miłe komentarze pod wpisem o kiermaszu świątecznym :)
Pozdrawiam serdecznie, ciepło i bezwietrznie, pa
Co prawda od niedzieli minęło trochę czasu, ale zupełnie nie miałam chwili aby napisać. Bo jak wiecie chodzę na kurs komputerowy, no i dowiaduję się dużo ciekawych ciekawostek. Informatykiem już nie zostanę, ale może chociaż chłopaków zadziwię znajomością komputerowych sztuczek.
Robótkowe przygotowania do świąt już zakończyłam, co miałam wysłać wysłałam, co miałam wymyślić wymyśliłam, czyli jak ustroić stół.
Hafciarsko robiłam na zamówienie zaproszenia na komunię, ale niestety nie popisałam się, ponieważ zamówiłam karnety przez internet i to kurierem, no i klapa. Miały być na dzisiaj i nie ma. Dobrze, że zamawiająca jest wyrozumiała i odbierze po świętach.
A teraz przechodzę do tytułu. Otóż w niedzielę całą rodzinką wybraliśmy się na wycieczkę do miejscowości Łyse na Kurpiach. To jest 130 km od Warszawy, 30 km od Ostrołęki. Jest to mała wieś słynąca z konkursu na najpiękniejszą palmę. Naprawdę muszę przyznać, że palmy były piękne, kolorowe i bardzo starannie wykonane. Widać było, że wykonawcy się postarali. Porobiłam trochę zdjęć, ale one nie oddają uroku palm.
Cudne są te kwiaty, każdy zrobiony starannie i z detalami.
W tym dwustuletnim kościele były wystawione palmy, można było je podziwiać i robić zdjęcia.
Na placu targowym odbywał się kiermasz i występy kapel kurpiowskich. Bardzo mi się podobało, że dużo młodzieży i dzieci występuje w zespołach ludowych. Dobrze by było, gdyby więcej takich zespołów powstawało. Warto podtrzymywać tradycje i uczyć jej nasze dzieci.
Na kiermaszu było dużo straganów, ale nie robiłam zdjęć, bo nie było co fotografować. Jadąc tam, myślałam że będą tradycyjne wyroby kurpiowskie, a tu oprócz samogonu nie było niczego. Wszystkie hafty jakie były, to przywożone z Niemiec szmateksy. Tylko jeden pan miał malowane koniki, ptaszki, aniołki, ale za to były bardzo drogie. A z tradycyjnego jadła był tradycyjny kebab, frytki i szaszłyki, straszne, bardzo kurpiowskie. Kupiłam tylko palemkę i żelki malinowe. Ale ogólnie nie żałujemy wycieczki, bo było ładnie chociaż wietrznie. A całość wycieczki skończyła się w restauracji na pysznych lodach.
Dziękuję za miłe komentarze pod wpisem o kiermaszu świątecznym :)
Pozdrawiam serdecznie, ciepło i bezwietrznie, pa
Zawsze podziwiałam te palmy - u mnie nie ma takiej tradycji - do kościoła chodzimy z gałązkami wierzby
OdpowiedzUsuńKilka lat temu też wybraliśmy się podziwiać te palmy. Zachwycają mnie one do dzisiaj - coś pięknego i niepowtarzalnego. Występy kapel też były i straganów było sporo z rękodziełem. A pogodę mieliśmy piękną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
...hehe! Uśmiałam się z tych kurpioskich straganów i samogonu! Masz sposób pisania, który bardzo lubię... :)
OdpowiedzUsuńPalmy jedna piękniejsza od drugiej;) masz rację tradycja ważna rzecz, zanika w naszym świecie a powinna trwać i być przekazywana;)
OdpowiedzUsuńPełna podziwu jestem, misterna robota te palmy. Na zbliżeniach widać, jak te kwiatuszki są skomplikowane, z detalami.
OdpowiedzUsuńA Ty jaka dumna idziesz hihi
Dorcia najpiękniejszych świąt Wielkiej Nocy dla Ciebie i całej Twojej rodziny.
Wspaniałe :)
OdpowiedzUsuńTo dopiero palmy! Cudowne!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:)
Jest co podziwiać. Tyle pięknych palm.
OdpowiedzUsuńPrzepiękne te palmy, nigdy nie miałam okazji zobaczyć takich na żywo. :) A teraz przybliżyłaś mi je dzięki swojej relacji, dziękuję! :)))
OdpowiedzUsuńPiękne palmy, ale było kolorowo! ;)
OdpowiedzUsuń