Kiedyś obiecałam pączki z marmoladą i oto są. Świeżutkie, nie chcę się chwalić ale nawet smaczniutkie. Tak mówią chłopaki, a to są łakomczuchy jakich mało.
Mąka przygotowana, kogel-mogel ukręcony, drożdże rosną.
Oczywiście zeszyt z odpowiednim przepisem otworzony, żeby nic się nie pomyliło.
Chyba każdy lubi wulizywać łyżkę po koglu-moglu.
Ciasto już rośnie, dobrze że starszy syn pomógł mi je wyrabiać. Taka robota jest dobra dla muskułów, synowskich nie moich.
A teraz pracochłonne nadziewanie marmoladą i lepienie
I już rosną przykryte ściereczką aby było im ciepło, bo wiadomo, że ciasta drożdżowego nie można "przeziębić"
I proszę bardzo, gotowe. Zapraszam serdecznie, a do tego herbatka z cytrynką i błogie lenistwo...mmmm
Trzymajcie się słodziutko, pa.
Się rozszalałaś :) nie ma co. Pączki wyglądają smakowicie :)
OdpowiedzUsuńSpokojnie, przyjadę na ferie to będziesz wyrabiała ciasto :)
UsuńKusisz tymi pączusiami, a ja na diecie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
A tam dieta, odłóż ją w kąt i częstuj się. Od tego jest karnawał :)
UsuńApetycznie wyglądają pączki. Piję kawę i chętnie bym sięgneła po jednego.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
A ja z radością poczęstowałabym i drugim, i trzecim, i czwartym...
UsuńOj, a ja jestem na diecie :/
OdpowiedzUsuńOj ja też jestem na wiecznej diecie, a już drugi raz smażyłam, zapraszam :)
Usuń